Kronika

Leśna Skawica, 22 maja 2008 r.




    
    Kolejna wyjazdowa impreza MOA, tym razem poświęcona astrofotografii, odbyła się w dniach od 22 do 25 maja w Ośrodku Wypoczynkowym "Leśna Skawica". Doborowa, dziewięcioosobowa grupa uczniów z nauczycielem Grzegorzem Sękiem wyruszyła busem spod Obserwatorium we czwartek rano. Po dotarciu do ośrodka, zakwaterowaniu i wypiciu herbaty ruszyliśmy w góry. Korzystając z faktu, że bus jeszcze był do naszej dyspozycji, podjechaliśmy aż do miejsca zwanego Mosorne, skąd, już pieszo, udaliśmy się szerokim traktem w górę, z zamiarem ponownego obejrzenia wodospadu na Mosornym Potoku - poprzednio byliśmy tam w zeszłym roku. Czy to jednak z powodu nie najlepszej pogody - było mglisto i co jakiś czas padał drobny deszczyk - czy to z powodu zaabsorbowania rozmowami i dyskusjami, grupa przegapiła miejsce w którym należało zejść z oznakowanego szlaku w kierunku niewidocznej z trasy kaskady wodospadu. Kiedy zdaliśmy sobie sprawę z faktu, że wodospad pozostał kilometr za nami, było za późno na powrót i pomaszerowaliśmy dalej, zostawiając sprawę na następną wizytę w Skawicy. W ten oto sposób, maszerując ostrym podejściem przez niecałą godzinę, dotarliśmy do tego miejsca na stoku Mosornego Gronia, gdzie spotkały się szlaki żółty i niebieski. Stąd była już prosta droga na szczyt Policy, jednak z powodu mglistej pogody doszliśmy tylko do lokalnej kulminacji zwanej Cylem Polany Śmietanowej. Sama Polana dzisiaj jest całkowicie zarośnięta iglastym młodnikiem i o jej niegdysiejszym charakterze miejsca wypasu owiec i bydła świadczy tylko nazwa. Stamtąd, cofając się nieco w stronę zachodnią skręciliśmy na ledwo widoczną leśną ścieżkę oznakowaną na niebiesko i prowadzącą w stronę centrum Zawoi. Miejsce to jest tak mało charakterystyczne, że połowa grupy przegapiła je i dopiero monit kierownika zawrócił ich na właściwy szlak. Straciliśmy całą godzinę na tych manewrach, zatem należało się spieszyć, aby zdążyć do ośrodka na gorący posiłek. Tymczasem droga w dół do najłatwiejszych nie należała, cała bowiem była zryta olbrzymimi kołami ciągników służących do zrywki i transportu drewna. Właściwie była to błotnista rynna, gdzieniegdzie wypełniona wodą deszczową, co pozostawiło liczne ślady na butach i ubiorach uczestników wycieczki. Po pierwszych odruchowych próbach oszczędzania obuwia przez wybieranie co bardziej "przejezdnych" miejsc, widząc ich nieskuteczność wesoło wkroczyliśmy w kałuże i rozlewiska, pozwalając butom nasiąkać wodą, a spodniom przybierać coraz bardziej ubłoconą postać. Taka oto "dzika banda" wkroczyła do autobusu na przystanku w centrum Zawoi, budząc zdziwienie nielicznych, świątecznie wystrojonych pasażerów. Od przystanku w Skawicy Górnej do ośrodka było już niedaleko, ale maruderzy potrzebowali aż 20 minut na przebycie tego dystansu. Syty obiad, niezbyt gorący, ale za to smaczny jak zwykle w ośrodku "Leśna Skawica", przywrócił nam siły, mocno nadwyrężone długim wędrowaniem trudnymi, śliskimi i ostrymi podejściami i zejściami. Po kilku godzinach wypoczynku odbyliśmy zajęcia programowe z dziedziny fotografii, siłą rzeczy teoretyczne, gdyż na niebie były obecne tylko gęste, deszczowe chmury.

Następnego dnia, po solidnym wypoczynku i zjedzonym śniadaniu, wyruszyliśmy w trasę około południa. Celem naszej wycieczki było zwiedzanie Zawoi - największej wsi w Polsce. Korzystając z tutejszej komunikacji miejscowej dotarliśmy do centrum tej miejscowości. Następnie wykwalifikowany przewodnik oprowadził nas po astronomicznej liczbie ciekawych obiektów turystycznych. Mieliśmy okazję zobaczyć m.in. stary, drewniany kościół parafialny, dworzec białogórski oraz kapliczkę św. Anny. Po tej krajoznawczej wyprawie wróciliśmy do naszej "bazy". Kilka chwil wytchnienia musiało wystarczyć by nabrać sił na obserwacje tarczy Słońca, które pokazało nam się w pełnej okazałości jedynie na kwadrans. Podczas podróży wielu uczestników uległo ciężkim urazom. Jedni wrócili do domu bez zębów, natomiast inni ze sztucznymi nogami. Ponadto dowiedzieliśmy się skąd ludzie biorą dzieci. Sadziliśmy również drzewo w lesie do góry kołami. Jedna z uczestniczek zgubiła swoje ulubione buty za jedyne 19,99 zł, ale zagajała do Pana kierownika o zwrócenie ich. Wieczór zszedł nam na zabawach z laserem i dwoma lustrami - usiłowaliśmy sprawdzić doświadczalnie, jak wiele obrazów odbitych przez lustra ustawione dokładnie równolegle uda nam się zobaczyć. Wynik nie był jednoznaczny, ale widać było co najwyżej 15 obrazów. Po programowych zajęciach przyszła pora na kolację. Uprzednio zakupiony prowiant w okolicznym sklepie zostały przygotowane przez dziewczyny do pieczenia, a chłopcy przygotowywali grill. Gdy na ruszcie skwierczały pieczone kiełbaski i nóżki kurczaka zajęliśmy się śpiewaniem. Po upieczeniu ze smakiem zjedliśmy przygotowaną kolację, a następnie Paulina opatentowawszy przepis swojej cioci, z tradycją rodziną przygotowała banany z czekoladą, które też zostały poddane procesowi grillowania. Okazało się, że deser był pyszniejszy niż danie główne. W ten oto sposób pełen wrażeń i przeżyć dzień został niczym pieczeń polany sosem.
Sobota przywitała nas pogodnym porankiem, co stanowiło dobry prognostyk przed planowaną na ten właśnie dzień wycieczką w masyw Babiej Góry. Najpierw jednak musieliśmy pożegnać Paulinę, która z powodów rodzinnych wracała wcześniej do domu. Po śniadaniu zdążyliśmy na autobus, który z Górnej Skawicy zawiózł nas do Zawoi Składy. Stamtąd najpierw asfaltem, a następnie górskim traktem podążaliśmy w stronę pasma Babiej Góry, mijając Zawoję Czatoża. Słowa "trakt górski" są nieco na wyrost, to po czym szliśmy było bowiem wąwozem wypełnionym błotem zmielonym przez koła ciągników, transportujących z lasu ścięte pnie drzew. W naszym pojęciu takie traktowanie szlaku turystycznego, i to biegnącego terenem Babiogórskiego Parku Narodowego, to jeden wielki skandal. Taka "droga" zawiodła nas na Przełęcz Jałowiecką, gdzie pojawiła się wreszcie przyzwoicie utrzymana ścieżka turystyczna. Za szlakiem zielonym skręciliśmy w stronę Małej Babiej Góry, na której wierzchołek dotarliśmy tuż przed 14, pokonując po drodze szereg mniej lub bardziej stromych podejść. W okolicy Świstowych Skałek pojawiły się pierwsze płaty śniegu, co sprowokowało nas do bitwy na śnieżki. Takich okazji w dalszej drodze było jeszcze kilka. W trakcie marszu niebo było częściowo zachmurzone, co ułatwiało wędrówkę, natomiast po dotarciu na szczyt cieszyliśmy się nie tylko piękną panoramą, ale też opalaliśmy się przez godzinkę, korzystając z rozchmurzenia. Ponieważ zrobiło się późno, nie poszliśmy już na Diablak, zostawiając sobie tę przyjemność na następny pobyt w Skawicy. Schodząc w kierunku schroniska na Markowych Szczawinach, popijaliśmy zimną wodę z licznych tam źródełek i potoczków. W trakcie schodzenia zadzwonił prof. Lech Mankiewicz z wiadomością, że Marta zajęła drugie miejsce w międzynarodowym konkursie astronomicznym "Catch a Star", z czego laureatka bardzo się ucieszyła. Uczciliśmy to wydarzenie dłuższym popasem na Markowych Szczawinach, gdzie trwa budowa nowego murowanego budynku schroniska PTTK na miejscu starego, drewnianego. Ten popas spowodował, że spóźniliśmy się na ostatni autobus odjeżdżający z Markowej, i musieliśmy wędrować pieszo aż do Wideł, skąd busem dotarliśmy do przystanku Górna Skawica. To jednak nie był koniec wycieczki, gdyż musieliśmy jeszcze przejść dwa kilometry do ośrodka, gdzie czekał na nas przepyszny obiad. Po posiłku udaliśmy się na odpoczynek i sjestę. Dopiero późnym wieczorem zregenerowawszy się zajęliśmy się opracowywaniem fotoreportażu, grą w ping-ponga czy też oglądaniem filmu. Tak, więc zamknął się turystycznie bogaty dzień, dodatkowo opromieniony wiadomością o nagrodzie dla Marty. Niedzielny poranek rozpoczął się nieco później niż zwykle, gdyż wstaliśmy o 11. Po śniadaniu zza chmur wyszło słońce, więc postanowiliśmy tuż przed wyjazdem wykonać obserwacje przez filtr Coronado. Udało się dostrzec jedną protuberancję. Następnie spakowaliśmy się i posprzątaliśmy pokoje, po czym busem podjechaliśmy na przełęcz Przysłop, w okolicę klasztoru Karmelitów Bosych. Z tego miejsca rozciągała się piękna panorama Pasma Policy i Babiej Góry, wznoszących się tak wysoko, że aż trudno było uwierzyć, że dzień wcześniej tam byliśmy. Z przełęczy spacerkiem przez las i wieś Gołynię dotarliśmy do szosy i busem pojechaliśmy tradycyjnie do karczmy Rzym. Żurek suski, lody i desery owocowe smakowały wyśmienicie. Do Niepołomic dotarliśmy przed 18., gdzie nasza wycieczka została zakończona. Wszyscy twierdzą, że było super. Dziękujemy dyrekcji MOA za dofinansowanie kosztów podróży i pobytu w Leśnej Skawicy.




Wędrujemy ku Mosornemu Groniowi...

...napotykając po drodze salamandrę

Na zboczu Mosornego Gronia

O jednego Sęka za dużo

Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego

Dworzec Babiogórski

Kościół Parafialny pod wezwaniem św. Anny

W wolnych chwilach....

A to nareszcie Słońce

Ale protuberancja!

Po drugiej stronie lustra

Dyfrakcja światła

Interferencja światła

"Daleko jeszcze?"

Niektórzy szczęśliwie dotarli na szczyt....

...inni nie wytrzymali trudów wyprawy

Nasz mały szczyt

Pożegnanie z ośrodkiem „Leśna Skawica”

Strona WWW: D. Pasternak
Tekst: M. Kotarba, G. Sęk
Foto: uczestnicy



Znajdujesz się na stronach Młodzieżowego Obserwatorium Astronomicznego w Niepołomicach